Jestem świeżo po obejrzeniu ostatniego odcinka trzeciego a zarazem finałowego sezonu Bad
Batch i jestem w szoku jak można było zrobić coś tak słabego. I nie mówię tu tylko i wyłącznie
o tym jednym odcinku ale o całym serialu. Ten serial ma niezłe momenty (szczególnie te gdzie
pojawia się Imperator, Komandor Cody czy wspomina się o Dooku) ale to tylko momenty. Za
to całość to karkołomna próba wyjaśnienia przez Disney dlaczego Imperium zrezygnowało z
klonów i próba połączenia z filmową trylogią sequeli, bo może ktoś z fanów zapomniał o niej
zapomnieć. Wybaczcie ale wątek niańczenia dziecka miałem w The Mandalorian i przejadł mi
się zwyczajnie. Fakt że Omega dojrzewa i się usamodzielnia z czasem do mnie nie przemawia.
Jest taką mniej ciekawą wersją Grogu. Z litości pominę również to, że od kiedy Disney przejął
markę, co rusz okazuje się że rozkaz 66 przeżyła tak naprawdę całkiem spora ilość Jedi, co mi
osobiście trochę psuje wydźwięk Zemsty Sithów. Czy naprawdę ten Wookiee imieniem Gungi
był tak bardzo potrzebny w Bad Batch ? Oczywiście to miłe, że Disney odwołuj się do starego
kanonu / legend i tak w serialu tym dostajemy górę Tantiss na planecie Weyland. Tyle tylko że potencjał tego miejsca w związku ze słabą fabuła jest mizernie wykorzystany i trudno nawet
mówić, że jest lepiej, ciekawiej niż we wspomnianych legendach. Wracając jednak do samego
ostatniego odcinka, nie ma, nie niesie za sobą żadnego ładunku emocjonalnego. Nie ma w nim
poświęcenia kogokolwiek dla sprawy, bo raczej ciężko w tej kategorii rozpatrywać wątek Nala
Se. Stawka też nie jest jakoś szczególnie wysoka. Temu finałowi brakuje mocnego uderzenia i
wywołania efektu ''wow''u widza. O wiele lepiej by byłoby gdyby jedna z fanowskich teorii się sprawdziła i jedynym ocalałbym z tej akcji był Hunter albo Omega. Reszta natomiast dead i to
w stylu np. Tech.