Ten Scorsese to jednak umie opowiadać - nawet jeśli jest to pełna muzyki klasyczna historia, w której "facet spotyka dziewczynę", gdzie on jest egocentrycznym i seksistowskim maczo-dupkiem, a ona głupiutką krową - i w której oboje oczywiście przechodzą kryzys, ewolucję, a widz szczytuje na końcu w genialnym popisowym numerze muzycznym, by potem ochłonąć nutką melancholii i niepewności.
Ot i tyle. ;-)