Z Faustem jest podobnie. Zdawałoby się, że "oklepany", pisząc kolokwialnie, temat jakim jest dzieło Goethego, odwieczna historia szalonego doktora paktującego z samym diabłem nie ma już prawa działać twórczo na współczesnych artystów, szukających natchnień raczej w postmodernistycznych wycieczkach Pynchona bądź Bartha, z grymasem spoglądających na westchnienia i sztuczny, zdaniem wielu, język Romantyzmu. A jednak w tym wypadku jest inaczej. Ten film poniekąd przywraca światu na nowo dobrze znaną pozycję, znaną właściwie każdemu dziecku, elementarną i niekwestionowaną, porastającą jednak coraz bardziej kurzem, stając się zestarzałą, trochę przynudzającą pozycją z kanonu lektur, po którą sięga się raczej z obowiązku szkolnego, niż z autentycznej pasji. Sokurow ożywia na nowo mit Fausta, ożywia przez wyobraźnie i możliwości człowieka XXIw, wzbogacając go o nowe elementy, nowe doświadczenia. Patrząc przez pryzmat Fausta S. dostrzega się że dzieło klasyka niemieckiego nadal ma w sobi siłę oddziaływania, zdolność do dialogu z odbiorcą, że nadal jest aktualne nawet w ateistycznym i laickim swiecie współczesności, może zwłaszcza w nim. To jest niebywały sukces tego filmu. Autentyzm, który nie popada w schematy i dogmatycznośc, który ma odwagę kreować na nowo jeden z największych mitów kulturowych świata. Myślę, że była potrzeba tego filmu, stąd też ogromne nim zainteresowanie. Szkoda, że polskie kino nie ma tej odwagi, odwagi debatowania i rozmowy z przeszłością kultularną Europy zachodniej, ożywiania jej. W zamian serwuje nam lokalny nudny aż do zgonu patriotyzm Smarzowskich, Padłych Janków i innych nikogo na świecie nie interesujących bzdur, które mają na celu tylko propagandę i mdłe "podniecanie" się komunizmem , którego nie ma już ponad 20 lat, a niektórzy wciąż tego nie zrozumieli.