Gdyby tak "biały" artysta zrobił film o tytule 'White is King" to fala uderzeniowa, wywołana trzaskiem miejsca w którym plecy kończą swoją szlachetną nazwę, obiegłaby ziemię 20 razy.
Pod każdym filmem dla afroamerykańskiej społeczności tak komentujesz czy tylko tutaj naszła Cię ta złota myśl?
Zastanów się chociaż przez chwilę. W tym temacie nie obowiązują zasady symetrii, bo historia afroamerykańska jest historią ucisku i przemocy ze strony białych, którzy uważali i nadal uważają, że ich kultura jest tą nadrzędną. Czarni mogą co najwyżej równać do nich (być może nikt tego głośno nie powie, ale taki jest podświadomy odbiór), a biali mogą bezkarnie podpie*dalać ich pomysły, dzieła, poczucie estetyki, jeszcze powinni dziękować, że biały pan i władca uznał je za interesujące (choćby czarnoskórzy jazzmani, których utwory zyskały popularność dopiero wykonane przez białych i często nie zawracano sobie głowy prawami autorskimi). A to wierzchołek góry lodowej, bo mówimy o świecie kultury, w gruncie rzeczy elitarnym, a co z codziennymi aktami przemocy, której doświadczają ci, o których wielki świat nigdy nie usłyszy? Więc nie, nie brzmi tak samo wyrażenie dumy ze swojego pochodzenia i dziedzictwa czy tożsamości seksualnej, gdy wypowiada je ktoś, kogo życie jest naznaczone cierpieniem właśnie z powodu tych spraw, na które de facto nie ma wpływu. To jest też duma z tego, że się z tą przemocą zmagają i znajdują siłę, by swoją kulturę celebrować. Zamiast machać flagą symetryzmu i "zdrowego rozsądku", wykorzystaj okazję, żeby się czegoś dowiedzieć.