Zachęcony bardzo pozytywnymi opiniami wybrałem się na film z partnerką, spodziewałem sie przeczytawszy różnorakie recezje czegoś podobnego do "Barbie” ale w inny, poważniejszy sposób — chciałem zobaczyć film, który w jakiś sposób pokaże drogę kontrolowanej i nieznającej życia dziewczyny i jej przemianę w świadomą i niepodległą nikomu wiedzącej czego chce osobę. Ale film zapewnił mi jedynie parodie tego co chciałem zobaczyć. Bohaterka ucieka od narzeczonego, który prawdopodobnie i szczerze ją kocha i „ojca” który, pomimo iż ją ograniczał „w celu jej chronienia” to pozwala jej iść, a gdzie się udaje? Na seksualną „przygodę” ze swoim chwilowym kochankiem. Myslałem, że to jedynie wstęp a później fabuła się rozwinie, jednak później spotyka nas: Tymczasowy kochanek się w niej zakochuje, ona go odtrąca idąc zarobić do domu publicznego. Nastepnie, gdy wraca do umierającego „ojca” i dowiaduje sie o swojej przyszłości decyduje sie na ślub z tym ktorego wcześniej opusciła, a następnie ucieka od niego do swojego wcześniejszego męża (który faktycznie jest złą postacią) Na koniec widzimy jak siedzi w ogrodzie ze swoim narzeczonym i kobietą, którą poznała w domu publicznym. A więc pytam, co w tej historii takiego pięknego i inspirująceg, oraz dlaczego tak ważną rolą w tej histori są sceny zbliżeń, ktore widzimy ciągle. myślałem ze to moja opinia jest dziwna, lecz partnerka doszła do tego samego wniosku, wiec co w tym filmie takiego wspaniałego? (mówiąc tylko i fabule).
To film piękny technicznie (scenografia, zdjęcia, kostiumy), doskonale zagrany przez wszystkich aktorów i mądrze pokazany proces wyzwolenia kobiety, odkrywania swoich potrzeb, pragnień i tego, kim jestem, a nie kim chcą mnie stworzyć inni. I nie dotyczy to tylko sfery seksualnej, ale każdej innej - intelektualnej, społecznej. Nie "ucieka od niego do swojego wcześniejszego męża", tylko jest do tego zmuszona przez fakt, że formalnie jest jego żoną.