Nie od dziś twierdzę, że David Fincher to najbardziej niedoceniany reżyser w Hollywood. Szerszej widowni przedstawił się jednym z najbardziej wciskającym w fotele thrillerem lat
Nie od dziś twierdzę, że David Fincher to najbardziej niedoceniany reżyser w Hollywood. Szerszej widowni przedstawił się jednym z najbardziej wciskającym w fotele thrillerem lat dziewięćdziesiątych - "Siedem". Dla wielu młodych ludzi pochłoniętych przez "wielki świat" jego "Podziemny krąg" stał się czymś w rodzaju Biblii. Każdy pamięta wymienione obrazy, ale zapewne niewielu kojarzy reżysera. Na premierę "Zodiaka" czekałem z niecierpliwością. Miałem pewne obawy, że ten film rozwieje moje wyobrażenie Finchera - półboga thrillerów. Obawy okazały się płonne. Film ekscytuje od początku po sam koniec, przez ponad dwie i pół godziny! To jest sukces, jaki nie był pisany żadnemu innemu twórcy dreszczowców! Znakomicie odzwierciedlono przebieg śledztwa. Postarano się o przedstawienie najmniejszych detali, co pozwala widzowi na ukucie własnej teorii podczas oglądania. Początek filmu jest chaotycznie zmontowany, lecz nie jest to wada, a zaleta. Zabieg ten zbija z tropu widza, doprowadza go do paranoi i uczucia leku. Założę się, iż po ukazaniu się filmu na DVD oglądający go po pierwszych minutach pójdą sprawdzić, czy zamki w drzwiach są zamknięte. Tradycyjnie dla Finchera znakomicie uchwycono klimat miejsca akcji, mroczne zakamarki czy wystrój wnętrz biurowców, a także obyczaje tamtych lat - papierosy były palone niemal w każdym miejscu! Do ideału zabrakło niewiele. Drażni wątek rodzinny Roberta Graysmitha. Jest on zdecydowanie zbyt marginalny. Nijak żonę dziennikarza zagrała Chloë Sevigny, co dla mnie było dość zaskakujące. Choć wątek był blado zapisany w obrazie, to jednak kilka sekwencji jest bardzo wymownych (wplątanie dzieci w prowadzenie śledztwa, udając zabawę w astrologię). Nie można mieć pretensji do zakończenia, ponieważ napisało je życie. Polecam "Zodiaka". To świetny film!